środa, 1 kwietnia 2015

Do zobaczenia, Panie Meyerze

Źródło:
http://merlin.pl/Tylko-martwi-nie-klamia_
Katarzyna-Bonda/browse/product/1,787764.html
                   Jak zapowiedziałam, postanowiłam polubić się z Hubertem Meyerem.Bez wahania sięgnęłam zatem po kolejną książkę cyklu.
          W gabinecie znanej seksuolog zostają odnalezione zwłoki biznesmena. Pozornie był to napad rabunkowy, jednak Hubert Meyer ma inną teorię… Kto skorzystał na śmierci Johanna? I co ta zbrodnia ma wspólnego z morderstwem bogatego Żyda, które zostało dokonane w tej samej kamienicy przed wielu laty? Na pozór prosta sprawa zabójstwa na tle rabunkowym staje się skomplikowaną zagadką, w której trzeba sięgnąć do mrocznej przeszłości…
      Kryminał ten jest zbudowany na świetnej intrydze. Wielkość wątków sprawia, że czytelnik może czuć się zagubiony, sama uważam, że był to dobry zabieg: intryga plątała się, a rozsupływanie tego motka była dla mnie zabawą. Ciekawe są również opisy miejsc i obraz społeczeństwa – dla mnie to najmocniejsze strony książki. Bonda kreśli realistyczną i ciekawą panoramę Górnego Śląska. Sama fabuła natomiast nie jest wciągająca. Dlaczego?
            Tylko martwi nie kłamią to książka przegadana. Czytałam ją na moim Kindlu, więc tak naprawdę nie wiedziałam ile ma stron. Gdy zobaczyłam, że egzemplarz liczy 656 stron, włos mi dęba stanął. Nie należę do osób, które zniechęca grubość książki, ale tylko w wypadku gdy jest ona ciekawa. Tylko martwi nie kłamią ciągnie się w nieskończoność, a człowiek zaczyna się zastanawiać, czy ściągnął tę książkę z półki „kryminał/ thriller”, czy „powieść obyczajowa/ romans”. Gdyby skrócić ją o połowę, byłaby ciekawa i wartka.
             Drażni mnie Pani Werka – Wenerka. Uściślając: nie tyle sama postać, co jej historia, wątki z jej życia prywatnego i uczuciowego rozmyte na kilka stron. Naprawdę cenię pisarstwo Pani Bondy, ale przy kolejnej z jej książek chwilami miałam nieodparte wrażenie, że czytam powieść obyczajową.  Może to świadoma koncepcja kryminału, w której zwolnienie akcji następuje podczas długich wywodów na temat życia prywatnego, miłości i uczuć? To nie dla mnie. Nie dlatego, że nie lubię być trzymana w napięciu, tylko dlatego, ze mnie to nudzi. Jest to dla mnie największy minus książki: nużący, nieciekawy wątek obyczajowy, niewyszukane opisy uniesień miłosnych.(Zupełnie nawiasem, narzuciło mi się pewne skojarzenie: Werka oczywiście jest zgrabna i ruda. Zaraz po przeczytaniu Tylko martwi…, sięgnęłam po pozycję Jo Nesbo Człowiek – nietoperz. Nasunęło się pytanie: o co chodzi z tymi rudymi kobietami? Że niby mroczne i tajemnicze jak u Buhłakowa, czy po prostu miedź jest modna?)
          Meyer jest świetnie skrojonym bohaterem, zupełnie realistycznym i ludzkim. Nie jest sztampowy: to postać wielowymiarowa i świetnie dopracowana. Nawet wybaczyłam mu powielany po milion razy schemat: płeć piękna za nim szaleje.  To, że w każdym kryminale kobieta zakochuje się w przystojnym detektywie wzbudza mój uśmiech pobłażania. Gdybym chciała rzucać ze zniecierpliwieniem każdą książką, w której główny bohater to męski samiec alfa, nie przeczytałabym ich zbyt wiele. Inni bohaterowie wydają się być sztuczni i cudaczni: mam tu na myśli żądną sukcesu Panią Seksuolog, jej przedziwnego męża, faceta tak skomplikowanego, że aż mało realnego, żonę Johana, która jest oddana mężowi wbrew wszelkim poniżeniom, czy jego pasierbicę, która z dnia na dzień staje się rekinem biznesu. Trudno mi w to uwierzyć. I trudno mi to „kupić”.
          Na razie podziękuję Hubertowi Meyerowi, nie spotkamy się przez dłuższy czas.

          Polecam tę książkę osobom, które obok kryminałów uwielbiają powieści obyczajowe.

Katarzyna Bonda, Tylko martwi nie kłamią, wyd. Videograf II, Katowice 2010 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz