Źródło: http://merlin.pl/Tylko-martwi-nie-klamia_ Katarzyna-Bonda/browse/product/1,787764.html |
W gabinecie znanej seksuolog
zostają odnalezione zwłoki biznesmena. Pozornie był to napad rabunkowy, jednak
Hubert Meyer ma inną teorię… Kto skorzystał na śmierci Johanna? I co ta
zbrodnia ma wspólnego z morderstwem bogatego Żyda, które zostało dokonane w tej
samej kamienicy przed wielu laty? Na pozór prosta sprawa zabójstwa na tle
rabunkowym staje się skomplikowaną zagadką, w której trzeba sięgnąć do mrocznej
przeszłości…
Kryminał ten jest zbudowany na
świetnej intrydze. Wielkość wątków sprawia, że czytelnik może czuć się zagubiony,
sama uważam, że był to dobry zabieg: intryga plątała się, a rozsupływanie tego
motka była dla mnie zabawą. Ciekawe są również opisy miejsc i obraz
społeczeństwa – dla mnie to najmocniejsze strony książki. Bonda kreśli
realistyczną i ciekawą panoramę Górnego Śląska. Sama fabuła natomiast nie jest
wciągająca. Dlaczego?
Tylko martwi nie kłamią to książka przegadana. Czytałam ją na moim Kindlu, więc tak naprawdę nie wiedziałam ile
ma stron. Gdy zobaczyłam, że egzemplarz liczy 656 stron, włos mi dęba stanął.
Nie należę do osób, które zniechęca grubość książki, ale tylko w wypadku gdy
jest ona ciekawa. Tylko martwi nie kłamią
ciągnie się w nieskończoność, a człowiek zaczyna się zastanawiać, czy ściągnął
tę książkę z półki „kryminał/ thriller”, czy „powieść obyczajowa/ romans”. Gdyby skrócić ją o połowę, byłaby ciekawa i wartka.
Drażni mnie Pani Werka – Wenerka.
Uściślając: nie tyle sama postać, co jej historia, wątki z jej życia prywatnego
i uczuciowego rozmyte na kilka stron. Naprawdę cenię pisarstwo Pani Bondy, ale
przy kolejnej z jej książek chwilami miałam nieodparte wrażenie, że czytam
powieść obyczajową. Może to świadoma koncepcja kryminału, w której zwolnienie
akcji następuje podczas długich wywodów na temat życia prywatnego, miłości i
uczuć? To nie dla mnie. Nie dlatego, że nie lubię być trzymana w napięciu,
tylko dlatego, ze mnie to nudzi. Jest to dla mnie największy minus książki:
nużący, nieciekawy wątek obyczajowy, niewyszukane opisy uniesień miłosnych.(Zupełnie nawiasem, narzuciło mi
się pewne skojarzenie: Werka oczywiście jest zgrabna i ruda. Zaraz po
przeczytaniu Tylko martwi…, sięgnęłam
po pozycję Jo Nesbo Człowiek – nietoperz.
Nasunęło się pytanie: o co chodzi z tymi rudymi kobietami? Że niby mroczne i
tajemnicze jak u Buhłakowa, czy po prostu miedź jest modna?)
Meyer jest świetnie skrojonym
bohaterem, zupełnie realistycznym i ludzkim. Nie jest sztampowy: to postać
wielowymiarowa i świetnie dopracowana. Nawet wybaczyłam mu powielany po milion
razy schemat: płeć piękna za nim szaleje.
To, że w każdym kryminale kobieta zakochuje się w przystojnym detektywie
wzbudza mój uśmiech pobłażania. Gdybym chciała rzucać ze zniecierpliwieniem
każdą książką, w której główny bohater to męski samiec alfa, nie przeczytałabym
ich zbyt wiele. Inni bohaterowie wydają się być sztuczni i cudaczni: mam tu na
myśli żądną sukcesu Panią Seksuolog, jej przedziwnego męża, faceta tak
skomplikowanego, że aż mało realnego, żonę Johana, która jest oddana mężowi wbrew
wszelkim poniżeniom, czy jego pasierbicę, która z dnia na dzień staje się
rekinem biznesu. Trudno mi w to uwierzyć. I trudno mi to „kupić”.
Na razie podziękuję Hubertowi Meyerowi, nie spotkamy się przez dłuższy czas.
Polecam tę książkę osobom, które obok kryminałów uwielbiają
powieści obyczajowe.
Katarzyna Bonda, Tylko martwi nie kłamią, wyd. Videograf II, Katowice 2010 r.